To wiem czy nie wiem?
A więc, nie wiem o czym jest i ewentualnie będzie ten blog. Wiem też z pewnością, że nie zaczyna się tak zdania.
Okej, jeśli mamy już to za sobą to może powinnam zacząć rozwijać odrobinę, to co miałam w swojej głowie jeszcze kilka minut temu. Po chwili zawieszenia, co ostatnio często mi się zdarza, chciałabym tutaj pisać to, co myślę. Może nie brzmi to zachęcająco i bardzo górnolotnie, ale bardzo chciałabym skrócić i przelać na papier - to nie jest papier wiem - moje własne rozmowy i wymysły, które mają już bardzo mało miejsca w mojej hmmm... podświadomości. Widzę, że nawet nie umiem tego ująć poprawnie, ale jak określić ten głos - brzmiący o wiele lepiej od mojeje realnej jego barwy - poprzez który porozumiewam się sama ze sobą ? Chyba, bo to kolejna niewiadoma, każdy tak ma.
U mnie natomiast występuje ogromne wyolbrzymienie rangi tej sfery mojego umysłu. Nie chodzi jednak o jakąś chorobę, której byłabym nieświadoma, starałam się sprawdzić i ten fakt, zaciągając fachowej wiedzy internetu i zakamarków jego forum.
Tłumacząc dalej, bardzo często analizuję przeróżne scenariusze w mojej głowie. I nie, nie ma tutaj mowy jedynie o jakiś sytuacjach dnia codziennego, czy też ukrytych marzeniach. O nie, ja mam przypadłość do prowadzenia kilku nakładających się na siebie żyć. I ja prawdziwie je prowadzę, dbając co dziennie, w sposób niezamierzony, o dalszy tok "rozwoju akcji".
Jezu, jak to brzmi? Tak to napisać, tworząc jakąś stronę koło północy. Pomijając ten fakt uprzedzam, że nie mam zamiaru nikogo urazić używając wyrażeń typu "Jezu" i tym podobne, nie chce tutaj nikogo udawać, a więc będę się posługiwać moim realnym słownictwem.
Mam nadzieję, że to co napisałam ma jakikolwiek sens dla kogoś innego poza mną. Przyrzekam, że jutro tutaj wrócę i dokończę to co zaczęłam, bo tak coś czuję, że chyba nie ma już odwrotu.
Komentarze
Prześlij komentarz